By mieć jeszcze szansę

Takie widzenie dał mi oglądać: Oto Pan stał przy murze z pionem w ręku. I rzekł Pan do mnie: Co widzisz, Amosie? I odpowiedziałem: Pion. Wtedy Wszechmogący rzekł: Oto Ja spuszczam pion wpośród mojego ludu izraelskiego, już mu nie przepuszczę. - wyjaśnienie słów w artykule: Księga Amosa, rozdział 7, Trzy wizje prorocze Amosa
samaritan from the time of jesus leans over a lying man in the distance

Interpretacja tekstu o miłosiernym Samarytaninie

 

Czy jesteśmy naprawdę dobrzy? Wydaje nam się, że tak. Przecież nikogo nie bijemy, nie kradniemy, czasem nawet rzucimy komuś miłe słowo. Ale czy to wystarczy? Czy dobroć to tylko to, co widać na pierwszy rzut oka?

Czasem myślimy, że skoro jesteśmy kulturalni, mamy dobrą opinię i zajmujemy szanowane stanowisko, to automatycznie oznacza, że jesteśmy dobrymi ludźmi. Tylko czy na pewno tacy jesteśmy? Niestety ale rzeczywistość bywa brutalna. Można wyglądać na kogoś życzliwego, a w głębi serca nie mieć w sobie krzty współczucia. Można mówić piękne słowa, a w czynach być obojętnym.

Wielu ludzi zachowuje pozory. Pomagają, bo tak wypada, bo ktoś patrzy, bo nie chcą, żeby ich postrzegano jako złych czy obojętnych. Jednak gdy nikt nie widzi nagle ich prawdziwe oblicze wychodzi na jaw. O takim zakłamaniu jest właśnie przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Nie chodzi w niej tylko o to, kto komu pomógł, ale to, kim jesteśmy, gdy nikt nie patrzy.

Kapłan i lewita - osoby religijne i szanowane, zobaczyli rannego człowieka i ... poszli dalej. Może nie chcieli się ubrudzić? Może mieli ważniejsze sprawy? A może po prostu nie zależało im tak naprawdę na drugim człowieku? Ich pozycja w społeczeństwie nie miała nic wspólnego z ich sercem.

A Samarytanin? On nie musiał pomagać. Nikt tego od niego nie oczekiwał. Jednak zrobił to, bo chciał. Dobroć nie potrzebuje widowni, nie potrzebuje poklasku. Jest prawdziwa albo jej nie ma.

I to jest pytanie dla nas. Kim jesteśmy, gdy nikt nie patrzy? Czy pomagamy, bo chcemy, czy - bo tak wypada? Czy nasze dobre uczynki są prawdziwe, czy tylko na pokaz? Przypowieść Jezusa nie jest tylko o tamtych ludziach sprzed dwóch tysięcy lat. Jest o nas. O Tobie. O mnie. O każdym, kto myśli, że jest dobry, ale czy na pewno?

Przypowieść o miłosiernym samarytaninie - tekst

Tekst pochodzi z Ewangelii Łukasza, rozdział 10,25-37:

"A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał:

Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?

Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?

On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego.

Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył.

Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim?

Jezus nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał.

Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?

On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie.

Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie!"

 

Streszczenie na czasy obecne

Pewnego wieczoru, w ciemnym zaułku, napadnięto człowieka. Banda zbirów pobiła go dotkliwie, zabrali mu telefon, portfel i zegarek. Zostawili go zakrwawionego na drodze, ledwo przytomnego, bez sił, by wezwać pomoc.

Po jakimś czasie przechodził tamtędy biskup wracający z ważnego spotkania. Zobaczył leżącego człowieka, zwolnił kroku, ale ... rozejrzał się i poszedł dalej. Nikt nie patrzył, nie było kamer, nikt nie nagrywał. Po co ryzykować pobrudzenie szat? Po co angażować się w coś, co mogło być zwykłą pijacką awanturą?

Minęło kilka minut i drogą szedł znany pastor, autorytet dla wielu. Człowiek, który z ambony mówił o miłości bliźniego, o pomaganiu potrzebującym. Spojrzał na rannego, pokręcił głową ... i poszedł dalej. Przecież miał terminarz wypełniony spotkaniami, ważne konferencje, kazania do przygotowania. A poza tym - nikt go nie widział. Nie było komu ocenić jego postawy.

W końcu tą samą drogą przechodził obcokrajowiec, imigrant, ktoś, kto sam często doświadczał niechęci od miejscowych. Zobaczył rannego, bez wahania podbiegł, sprawdził oddech, zadzwonił po karetkę. Jednak to nie koniec. Gdy w szpitalu okazało się, że pobity nie miał ubezpieczenia, obcokrajowiec wyciągnął własną kartę i zapłacił za leczenie.

Nie pytał, kim jest ten człowiek, skąd pochodzi, czy warto mu pomóc. Po prostu to zrobił. Prawdziwa dobroć nie potrzebuje widzów, nie czeka na oklaski, ona po prostu działa.

By mieć jeszcze szansę


Kapłan, lewita i Samarytanin - kim byli i dlaczego Samarytanie byli znienawidzeni?

Przypowieść Jezusa nie bez powodu wymienia trzy konkretne postacie: kapłana, lewitę i Samarytanina. Każdy z nich symbolizuje coś więcej niż tylko pojedynczego człowieka.

Kapłan - człowiek Boga, ale czy na pewno?

Kapłan to osoba o najwyższym autorytecie religijnym wśród Żydów. To on składał ofiary w świątyni, odprawiał modlitwy i dbał o rytuały. Wydawałoby się, że to właśnie on, jako duchowy przewodnik narodu, powinien dawać przykład miłosierdzia i współczucia.

Jednak gdy zobaczył rannego, nie zatrzymał się. Dlaczego? Może się spieszył? Może obawiał się, że człowiek jest martwy, a dotknięcie zwłok uczyniłoby go nieczystym? A może po prostu nie chciał się angażować? W końcu nikt go nie obserwował. Nie było potrzeby udowadniać swojej dobroci.

Kapłan, który miał uczyć miłości do bliźniego, zawiódł w najprostszej próbie.

Lewita - sługa świątyni, ale czy sługa ludzi?

Lewici to plemię, które w Izraelu pełniło funkcje pomocnicze w świątyni. Nie składali ofiar jak kapłani, ale byli odpowiedzialni za muzykę, porządek, nauczanie i inne posługi religijne. Byli uważani za pobożnych ludzi, znających Prawo.

Gdy lewita zobaczył rannego, mógł pomyśleć: "To nie moja sprawa" i przeszedł obojętnie. Może nie się brudzić lub "tracić czas"?

Bez względu na powody - podobnie jak kapłan, nie zrobił nic.

Samarytanin - wróg czy człowiek o wielkim sercu?

I tu pojawia się ktoś, kogo nikt by się nie spodziewał - Samarytanin. Dla Żydów był kimś gorszym. Wręcz obcym, znienawidzonym.

Ale dlaczego?

Historia konfliktu między Żydami a Samarytanami sięga czasów, gdy Izrael został podbity przez Asyrię (VIII w. p.n.e.). Część Izraelitów została wtedy uprowadzona, a na ich miejsce sprowadzono ludzi z innych narodów, którzy zmieszali się z pozostałą ludnością. Z czasem wykształcili własną wersję religii - czcili Boga Izraela, ale w połączeniu z innymi wierzeniami. Ich świętą górą było Gerazim, a nie Jerozolima. Dla Żydów była to zdrada wiary i czystego pochodzenia.

Z czasem wzajemna nienawiść rosła. Żydzi unikali Samarytan, nie rozmawiali z nimi, nie wchodzili na ich ziemię. Nawet samo słowo Samarytanin było obelgą.

A jednak to właśnie Samarytanin pomógł rannemu. Nie liczyło się dla niego, kim jest ten człowiek, jakie ma pochodzenie, jaką religię wyznaje. W przeciwieństwie do tych, którzy uchodzili za świętych i sprawiedliwych, nie patrzył na siebie. Patrzył na potrzebującego.

To właśnie on pokazał, że prawdziwa dobroć nie pyta o narodowość, pochodzenie ani status, ale jest w sercu.

serce

 

Jaka jest interpretacja przypowieści?

Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie to jedna z tych historii, które na pierwszy rzut oka wydają się proste. Ot, ktoś pomógł rannemu człowiekowi. Jednak kiedy spojrzymy głębiej, zobaczymy, że to coś więcej niż zwykła opowieść o dobroci. To przypowieść o prawdziwej miłości do bliźniego, o tym, kim jesteśmy, gdy nikt nie patrzy, i o tym, jak łatwo jest mówić o dobru, a jak trudno faktycznie je czynić.

Kto jest moim bliźnim?

To było główne pytanie, które zadał Jezusowi uczony w Piśmie: "A kto jest moim bliźnim?". W tamtych czasach Żydzi uważali, że ich bliźnim jest tylko inny Żyd. Samarytanie? Poganie? Obcy? Oni nie zasługiwali na miłość i pomoc.

Jezus odwraca myślenie do góry nogami. Nie chodzi o to, kogo powinienem uważać za bliźniego, ale o to, czy ja sam jestem bliźnim dla innych. Nie wybieramy sobie, komu pomagać - pomagamy każdemu, kto potrzebuje pomocy.

Czy tytuł, stanowisko, pozycja społeczna świadczy o naszej moralności?

Kapłan i lewita uchodzili za ludzi pobożnych, świętych, uczonych w Prawie. Jednak w ważnym momencie zawiedli. Ich pozycja nic nie znaczyła. Byli "dobrzy" tylko w teorii lub gdy ktoś ich widział.

To przestroga dla każdego z nas. Można mieć wysoką pozycję i uchodzić za autorytet, ale jeśli nie ma w nas realnej dobroci - to wszystko na nic.

Dobroć nie jest na pokaz

Kapłan i lewita nie pomogli, bo nie było widowni. Samarytanin natomiast działał, mimo że nikt nie oczekiwał od niego pomocy. Nie zastanawiał się, czy mu się to opłaca.

To uderza w powszechne myślenie - ilu ludzi czyni dobro tylko wtedy, gdy ktoś patrzy? Gdy mogą coś na tym zyskać? Jezus pokazuje, że prawdziwa miłość bliźniego to działanie wtedy, gdy nikt nie klaska, nikt nie nagrywa, nikt nie podziwia.

Miłosierdzie jest ważniejsze niż podziały

Samarytanin - człowiek uważany przez Żydów za heretyka, obcego, wroga okazał się tym, który postąpił najlepiej. To pokazuje, że dobroć nie zna narodowości, wyznania ani podziałów społecznych.

To lekcja, która do dziś jest aktualna. Jak często ludzie dzielą się na naszych i obcych? Jak często oceniamy innych po stereotypach? A Jezus mówi wprost: to nie etykietki się liczą, ale serce.

Wiara bez uczynków jest martwa

Kapłan i lewita znali Pismo, znali Boże Prawo, ale co im to dało? Ich wiara była pusta, jeśli nie prowadziła do czynów.

Jezus nie kończy przypowieści słowami "zapamiętajcie to". Kończy ją wyzwaniem: "Idź, i ty czyń podobnie!". To wezwanie do działania, nie tylko do teorii.

Emigranci - lekcja na dzisiaj

Gdyby przypowieść o miłosiernym Samarytaninie rozgrywała się dzisiaj, to zamiast Samarytanina mógłby pojawić się emigrant. Dlaczego?

Tak jak kiedyś Żydzi nienawidzili Samarytan, tak dziś wielu Polaków z niechęcią patrzy na emigrantów. Są postrzegani jako zagrożenie, obcy, ludzie nie stąd. Nie da się ukryć, że w wielu krajach masowa imigracja przyniosła ogromne problemy - Francja, Dania, Szwecja to przykłady miejsc, gdzie niekontrolowany napływ obcych kultur doprowadził do poważnych zmian społecznych. Przestępczość, brak integracji, chaos - to realne skutki błędnej polityki migracyjnej.

Jednak czy to znaczy, że każdy emigrant jest zły? Że wszyscy powinniśmy ich wrzucać do jednego wora? Jezus pokazuje, że nie. Samarytanin, choć należał do nielubianego ludu, okazał więcej serca niż ci, którzy uchodzili za swoich.

Warto pamiętać, że i Polacy byli kiedyś emigrantami. W czasie II wojny światowej uciekali przed prześladowaniami, szukali schronienia w innych krajach. I wtedy to nam pomagano. Czy gdyby wszyscy traktowali Polaków tak, jak dziś wielu traktuje uchodźców, przetrwalibyśmy?

To trudny temat, bo z jednej strony trzeba bronić swojego kraju i wartości, a z drugiej nie wolno tracić człowieczeństwa. Jezus pokazał, że nie każdy obcy to wróg. Trzeba patrzeć sercem i rozumem. Nie można być naiwnym i przyjmować przestępców, ale też nie być ślepym na potrzeby tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy.

Zapraszamy również do zapoznania się z naszymi pozostałymi artykułami:


By mieć jeszcze szansę


Dodaj komentarz

Guest

Wyślij

Pomoc